Status Quo Ante

Status Quo Ante

Poczułam potrzebę zagłębienia się w Zmianę.
I od zmiany się zaczyna: po raz pierwszy pojawia się Słowo przed Obrazem.
Po raz pierwszy nie Słowa dopełnią Obraz, ale Obraz stanie się ilustracją Słów. 

Wiem. Wiem, że życie to nieustanna zmiana. Wszystkiego.
Wszystko wokół nas, przez nas, w nas, dzięki nam, bez nas – zmienia się. Apokalipsa jest zakończeniem i początkiem. 
Wiem, że wszystko płynie. Każdy płynie. Życie płynie. Pantha rei. Niekończące się cykle. Nieustanny ruch. Coś znika, coś się pojawia. Śmierć i narodziny. Samsara.

I bla, bla, bla.

Wiem, że wszystko minie, jest ulotne, na chwilę. Dłuższą lub krótszą. Prędzej czy później odejdzie. Zmieni się. Przekształci, przepoczwarzy. I prędzej czy później przyjdzie inne. Nowe Coś. I zawsze tak jest. Było i będzie.
Oczywistość. 
A jednak – dla mnie nieoczywista. Jakby zaskakująca. I trudna.

I wiem to wszystko.
I co? 
I nic.
Tęsknię do status quo ante…

Wiem, że to co odchodzi, powinno było odejść. Status quo mi nie służy.
Decyduję się na zmianę i zmieniam. Świadomie. 
A jednak, czuję pożegnanie, a nie witanie nowego. Nie umiem po prostu pójść dalej bez żalu. Wyjść z kina i podążyć w następną historię. Bez smutku za tym, co odeszło. Rozmyślam, wspominam, przypuszczam o przyszłości bez zmiany. Tęsknie za skończonym seansem. Tęsknię za filmem, który stał się historią.

Nawet jeśli był kiepski.
Tęsknię bo minął.